Michał Żyliński: Po wypadku szukałem sportu, który będzie dla mnie wielkim wyzwaniem
Jednym ze zwycięzców wyzwania #CCCTeamFan jest Michał Żyliński, kolarz poruszający się na wózku, a trenujący na rowerze ręcznym.
Kiedy zaczęła się Twoja pasja do kolarstwa?
– Pasja do kolarstwa zaczęła się u mnie dość późno, bo dopiero po wypadku, który miał miejsce trzy lata temu. Przedtem byłem zapalonym sportowcem. Uprawiałem siatkówkę oraz siatkówkę plażową. Po wypadku zacząłem szukać nowego sportu, dyscypliny, która będzie dla mnie naprawdę dużym wyzwaniem. Pewnego dnia, kiedy byłem jeszcze przykuty do szpitalnego łóżka, oglądałem w telewizji zmagania paraolimpijczyków. Wtedy usłyszałem o Rafale Wilku – paraolimpijczyku, który zdobywał akurat trzeci złoty medal dla Polski w Rio w kolarstwie szosowym. To mnie zainspirowało. Perspektywa jazdy rowerem niezliczonej ilości kilometrów, poznawania różnych nowych miejsc… Postanowiłem spróbować swoich sił. Tuż po wyjściu ze szpitala udało się, przy pomocy fundacji Poland Business Run, zakupić profesjonalny handbike.
Jak wyglądał Twój pierwszy kontakt z rowerem ręcznym?
– Na początku moja wiedza na temat kolarstwa była praktycznie zerowa. Podczas pierwszych prób na rowerze ręcznym towarzyszył mi mój przyjaciel z osiedla. Tak zacząłem uczyć się tego sportu. Co to znaczy jechać pod górkę, z górki, na czym polega kadencja itd. W międzyczasie skontaktowałem się Rafałem Wilkiem i jednym z trenerów kadry parakolarskiej, których poprosiłem o kilka wskazówek treningowych. 10 dni po tym jak otrzymałem handbike’a odbywał się maraton w Warszawie. Rafał Wilk powiedział: „wpadaj”.
10 dni po pierwszej jeździe na handbike’u wziąłeś udział w zawodach?!
– Tak, dokładnie. Wziąłem udział w półmaratonie, czyli w wyścigu na dystansie 21 km. Udało mi się dojechać na metę, nie będąc ostatnim. Pojechałem tam przede wszystkim, żeby poznać środowisko, porozmawiać z innymi kolarzami, a także poczuć smak rywalizacji. Jednocześnie dowiedziałem się, że niecałe pół roku później odbędą się mistrzostwa Polski. Była to dla mnie fajna motywacja, która jednocześnie stała się celem. Rozpocząłem przygotowania do Mistrzostw Polski w Parakolarstwie. Przez trzy miesiące poprzedzające zawody zrobiłem około 3 tys. km. Wtedy w debiucie udało mi się wywalczyć srebrny medal.
W jaki sposób dowiedziałeś się o wyzwaniu CCC team?
– Z aplikacji Strava, z której na co dzień korzystam. Wtedy już wiedziałem, że powstaje CCC team, który będzie rywalizować w World Tour. Dlatego też, kiedy zobaczyłem informację o konkursie, kliknąłem w nią, co nieczęsto mi się zdarza.
Wyzwanie CCC team nie było łatwe…
Zadanie konkursowe, czyli przejechanie 500 km w dwa tygodnie, wymagało ode mnie masę pracy. Jestem parakolarzem w kategorii dla tetraplegików, czyli osób porażonych czterokończynowo. Moja sprawność i moc jest mniejsza niż u innych parakolarzy. Przejechanie np. 100 km w ciągu jednego dnia jest w moim przypadku praktycznie niemożliwe, dlatego to było ogromne wyzwanie, któremu udało się sprostać nawet z małą górką, bo w dwa tygodnie przejechałem 550 km.
Udało Ci się wygrać główną nagrodę. Mogłeś zobaczyć jak wygląda Tour de France od kuchni. Co zrobiło na Tobie największe wrażenie?
– Dla mnie największą wartością była interakcja z kolarzami i całym zespołem, zobaczenia jak wygląda taki profesjonalny wyścig od kuchni. Bardzo cieszyłem się na taki bardziej kuluarowe spotkanie, kiedy kolarze mieli dzień wolny. Mogliśmy wtedy z troszeczkę większym luzem usiąść i porozmawiać o kolarstwie, technice treningu, diecie, podejściu do wyścigu. Bardzo duże wrażenie robiło również, jak CCC podchodzi do wielu kwestii. Mam tu na myśli organizację i przygotowanie do wyścigu, współpracę trenerów z załogą. A także jak wielka jest to machina, i jak wiele elementów musi ze sobą współgrać.