Kompleks 7215 – postapokalipsa po warszawsku – recenzja
Warszawskie metro szybciej niż drugiej nitki doczekało się własnej wersji apokalipsy. Bartek Biedrzycki w „Kompleksie 7215″ czerpie garściami z twórczości Dmitrija Głuchowskiego, ale wychodzi to książce na dobre. Bardzo dobre…
Warszawskie metro szybciej niż drugiej nitki doczekało się własnej wersji apokalipsy. Bartek Biedrzycki w „Kompleksie 7215″ czerpie garściami z twórczości Dmitrija Głuchowskiego, ale wychodzi to książce na dobre. Bardzo dobre…
Jako fan „Metra 2033” nie mogłem odpuścić sobie przeczytania polskiego odpowiednika, ale sięgałem po książkę z pewnymi obawami. O ile moskiewskie metro tworzy podziemną aglomerację i rozbudowany świat, to nasze wygląda dosyć mizernie. Pomysły i rozwiązania fabularne, które sprawdziły się tam, niekoniecznie musiały sprawdzić się w Warszawie. Bartek Biedrzycki zrobił jednak dobrą robotę – stworzył świat, który pochłania czytelnika bez reszty. Widać, że rozmiar naprawdę nie ma znaczenia…
Po zagładzie nuklearnej ludzie szukają schronienia w podziemnych tunelach metra, gdzie jeszcze nie dotarło skażenie. Przez dwie dekady od wybuchu zdążyły wykształcić się nowe struktury społeczne – mikro „narodowości”, zasiedlające poszczególne stacje lub całe kompleksy. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron autor umiejętnie zapoznaje nas z hierarchią społeczną i zależnościami poszczególnych stacji, wplatając informacje w główny wątek powieści i przygody głównych bohaterów – ekipy stalkerów – najemników na których niemal każdy patrzy z podziwem. Tylko oni regularnie wychodzą na powierzchnię. Tylko oni mogą i potrafią wyrwać się z podziemnego świata.
Akcja nabiera tempa gdy dowodzący oddziałem Borka wyrusza ze swoimi kompanami szukać tajemniczego kompleksu 7215. Umieszczony w Puszczy Kampinoskiej wojskowy obiekt może wciąż być zamieszkany. Utopijna pogoń bohatera za resztkami dawnego świata i swojej rodziny (więcej nie napiszę, by nie okradać was z przyjemności czytania) ma w sobie coś z romantyzmu. W postapokaliptycznym świecie takie postawy to rzadkość.
Warto wspomnieć też ładnym wydaniu powieści (zasługa Fabryki Słów). Na wewnętrznej stronie okładki znajdziemy mapkę warszawskiego metra po nuklearnej zagładzie. Oprócz historii tytułowej znalazło się jeszcze miejsce dla dwóch opowiadań z tego samego uniwersum. Oba są ciekawe, ale stanowią tylko dodatek do książki. Polubiłem Borkę i jego szemranych kolegów – wolałbym więc przeczytać o ich innych przygodach.
„Kompleks 7215″ jest literackim debiutem Bartka Biedrzyckiego. Trudno się tego domyślić, bo książkę czyta się tak jakby wyszła spod ręki któregoś z czołowych polskich fantastów. Widać, że autor ma talent i mam nadzieję, że jeszcze nie raz nas zaskoczy.
Wiele osób zarzuca Bartkowi Biedrzyckiemu wtórność, a nawet bezmyślne zrzynanie z Głuchowskiego. Dla mnie akurat jest to zaleta. Tym bardziej, że rosyjski pisarz udostępnił swoje uniwersum innym twórcom. „Kompleks 7215″ zostawia daleko w tyle wiele historii inspirowanych „Metrem 2033″. To najlepsza rekomendacja dla tej książki.
Z niecierpliwością czekam na więcej.