Psy wojen – recenzja na prawdę mocnej książki + KONKURS
Wojna jest brutalna, wstrząsająca i często chaotyczna. Dokładnie taka też jest ta książka. Trochę brutalna, trochę chaotyczna, ale przede wszystkim prawdziwa i poruszająca. Historie opowiedziane przez Krzysztofa Wójcika to nie literacka fikcja. „Psom wojen” bliżej do reportażu niż powieści. Taki zabieg tylko wzmacnia przekaz i całość chłonie się jak najlepszą relację z konfliktu. Sprawdź sam. Weź udział w konkursie i wygraj jedną z pięciu książek. Szczegóły na końcu recenzji.
Maszeruj albo giń
„Psy wojen” to historie czterech najemników. Jeden z nich trafił do Legii Cudzoziemskiej w latach 50-tych. W porównaniu z dziadkiem autora, pozostali swoją najemną przygodę odbyli całkiem niedawno. Historia Zygmunta Wojtczaka jest pierwszą i chyba najciekawszą z całej książki. To opowieść o młodym człowieku, który najemnikiem został całkiem przypadkiem, nieświadomie i wbrew własnej woli. Złapany na przemycie w gdyńskiej stoczni postanowił zwiać do Szwecji. Tam podpisał kontrakt na pracę w Maroku. Nie znając francuskiego nie miał pojęcia, że właśnie zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej. I że skazuje się na piekło.
Walki podczas I wojny wietnamskiej (rozpoczęła się tuż po zakończeniu I wojny światowej) były jednymi z najkrwawszych we współczesnej historii. Zygmunt Wojtczak był nie tylko świadkiem morderstw na cywilach i bestialskich tortur. Tkwił w samym ich środku. Czytając opis zdarzeń nie trudno o dreszcze. Wszystko wydaje się straszniejsze, tym bardziej że bohaterowi bliżej było poglądami do pacyfisty niż Johna Rambo. Zdarzenia z Wietnamu odcisnęły się na nim wielkim piętnem. Przez lata przedstawiał bliskim swoją służbę w Legii jak przygodę. O okropnościach tamtej wojny zdecydował się opowiedzieć całkiem niedawno. To bardzo przygnębiające świadectwo.
Opowieść Ryszarda Dody jest już zupełnie inna. Żołnierz sił specjalnych PRL wstąpił do Legii Cudzoziemskiej po upadku komuny spełniając swoje marzenia o przygodach i dużych pieniądzach. Wiedział mniej więcej na co się pisze i taka perspektywa mu odpowiadała. Widział okrutną wojnę domową w Somalii w 1992 roku, pojechał też do Rwandy tuż po masakrze na cywilach w 1994. Mimo to z legii ma raczej dobre wspomnienia.
Podobnie jak Gizma. Trójmiejski gangster po powrocie z legii zajmował się haraczami i porwaniami dla okupu. Szkoda, że w tej części autor skupił się gangsterskich opowieściach. Ten rozdział, zamykający pierwszą część „Psów wojen”, najmniej mi się podobała. Był ciekawa, ale najmniej pasująca do konwencji książki.
Druga część książki to już opowieść kilku współczesnych najemników – byłych komandosów pracujących po odejściu ze służby w prywatnych armiach w Iraku i Afganistanie, a później jako ochroniarze strzegący statków przed piratami.
Czy warto przeczytać?
Mimo wszystko książkę warto przeczytać dla dwóch historii – Wojtczaka i Dody. Zwłaszcza ta pierwsza na długo zapada w pamięć.
Książka na pewno nie jest dla każdego. „Psy wojen” to brutalna lektura, ale tego można się spodziewać już po samym tytule. To zdecydowanie pozycja dla mężczyzn, którzy lubią klimaty militarne oraz dla osób, które cenią dobrze opowiedziane historie.
Konkurs
„Jak wyobrażasz sobie przeciętny dzień w Legii Cudzoziemskiej?” Napisz parę zdań na redakcja@twardziel.pl. Na odpowiedzi czekamy do środy 18 października. Potem wybierzemy pięć najciekawszych odpowiedzi i nagrodzimy książkami „Psy wojen” Krzysztofa Wójcika.