Sowieckie latarnie morskie i mini reaktory atomowe
Jeszcze kilkanaście lat temu, w czasach gdy Rosjanie nosili gęste wąsy, a komuniści wysyłali ludzi w głąb Syberii, myśl o nocy polarnej napawała strachem większość sowieckich wilków morskich
Wybrzeże północnej Rosji ciągnie się przez tysiące kilometrów. Część tego rozległego terenu sięga okolic podbiegunowych. Trwająca ponad sto dni noc polarna daje się we znaki nie tylko mieszkającym tam tubylcom.
Szlak po północnych wodach, to najkrótsza droga morska z wschodu na zachód Rosji. Jeszcze kilkanaście lat temu sama myśl o płynięciu w te wody sprawiała, że najtęższy żeglarz w tawernie zalewał się w trupa, a okrętowy majtek musiał turlać go do kajuty.
Niebezpieczeństwo zejścia z wytyczonego szlaku nierzadko oznaczała wpłynięcie na mieliznę. Kilkanaście dni przymusowej przerwy w rejsie oznaczało straty dla wiozących swe towary handlarzy, nie wspominając o ubytkach rumu pod pokładem. Na takie straty nie mogła pozwolić sobie pogrążona w Zimnej Wojnie sowiecka Rosja.
Na szczęście dla marynarzy Komunistyczna Partia Rosji wykazała się kreatywnością. Dygnitarze podjęli męską decyzję – Zbudujmy sieć latarń na chwałę i pożytek Sowieckiego Imperium.
Na północnych wodach Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich wspólnymi siłami przodowników pracy powstała sieć latarń morskich, które dzieliły od lądu setki kilometrów. Z uwagi na dużą odległość latarnie musiały być wyposażone w działające przez lata, samowystarczalne źródła energii i świecić 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Jak to zrobić? – A od czego mamy energię nuklearną Towarzyszu.
Sowieckie zakłady zbrojeniowe wyprodukowały kilka mini reaktorów atomowych, które zostały zamontowane w latarniach. Ich światło rozbłysło na północnych wodach.
Po upadku Związku Radzieckiego, pozostawione same sobie, latarnie działały przez krótki czas. Pewnego dnia zgasły. Oficjalnie większość sprzętu (w tym reaktory), padło łupem złodziei, którzy podnieśli rękę na zdobycze techniczne sowieckiego imperium i nie przestraszyli się znaku promieniowania na wejściu do latarni. Prawdopodobnie byli to „złomiarze”, którzy nieświadomie otworzyli reaktory, powodując napromieniowanie całej okolicy.
Na całym terenie latarni licznik geigera wskazuje niebezpieczne dla ludzkiego zdrowia wartości. Mimo to, amatorzy przygód odwiedzają napromieniowane latarnie. Zdjęcia w galerii pochodzą z jednej z takich wypraw.