Virion, Virion co z ciebie wyrośnie? Martwię się już od południa
A co tam! Wcale się nie martwię, bo doskonale wiem co z niego wyrośnie. Szermierz natchniony! Tyle tylko, że czekam, czekam i doczekać się nie mogę, bo w Adepcie wciąż jeszcze trochę mu do niego brakuje.
Viron. Adept – recenzja książki Andrzeja Ziemiańskiego
W trzeciej już odsłonie cyklu dostajemy wszystko to, do czego przyzwyczaiły nas dwie poprzednie części przygód Viriona. Jest więc akcja, że włosy stają dęba, soczyste dialogi i pikantne poczucie humoru, intrygi prawie jak w tureckich serialach i wszystko to, za co fani kochają imperium Achai i prozę Ziemiańskiego.
Jestem fanem Viriona od początku…
… więc z góry wiadomo było, że książka mi się spodoba. Dlatego właśnie paradoksalnie jej przeczytanie odkładałem w czasie, gdy będę mógł połknąć ją niemal w całości, a nie sączyć leniwie jak zimne piwko w barze przy plaży.
Opłacało się czekać, bo książka jest na prawdę fest dobra. Może nie aż tak, jak pierwsze tomy Achai, ale jednak renoma autora nie wzięła się znikąd.
O czym jest Adept?
W skrócie to kontynuacja drogi od lamusa do przekozaka.
Samą książkę można podzielić na trzy wątki, które ewidentnie dążą do przecięcia w jednym miejscu. Mam tylko nadzieję, że Ziemiański nie będzie odkładał tego w nieskończoność.
Gdy Virion spotyka na swojej drodze Horecha, wiadomo że będzie się działo. Gdy ten wybitny szermierz dołączył do ekipy Virona, Niki, Kili i Anai, akcja nabrała jeszcze większego rozpędu.
Nasza ulubiona Taida też na brak zajęć nie będzie narzekać. Tym bardziej, że zmienia robotę.
Czarownica Luna ma jak zwykle przerąbane po całości.
Warto panie to czytać?
Jeśli to jeszcze nie zachęciło cię do przeczytania, to nie zrobiłaby tego nawet Pamela Anderson za swoich najlepszych czasów w Słonecznym Patrolu. Choć mogę się mylić.
Gdyby Virion był filmem z pewnością nakręciłby go Quentin Tarantino. Ode mnie mocna 8/10. Czytaj bracie, bo warto!